Michael Puett – harwardzki profesor opowiadający o chińskiej filozofii, przed lekturą książki polecam jego wykład na TEDx. Christine Gross-Loh – również wykładowca Uniwersytetu Harwarda, która kwintesencję wykładów Profesora Puetta przelała w zwięzły sposób na papier.
Książka stara się ukazać starożytną chińską myśl filozoficzną w prosty i przystępny sposób, odwołujący się jednak do teraźniejszości. I to tej naszej teraźniejszości, nazwijmy ją zachodniej, która głosi: „Wierzymy, że powinniśmy być autentyczni, wierni prawdzie, której dziś nie szukamy w boskości, lecz w sobie”. Trudno sobie wyobrazić, że żyjąc w dzisiejszej epoce (pozornie) nieograniczonych możliwości i rozbuchanego indywidualizmu, możemy czerpać inspirację z nauk sprzed ponad dwóch tysiącleci, głoszonych przez Konfucjusza, Mencjusza, Laozi czy Xunzi.
Czy dzisiejsi indywidualiści wychowani na neoliberalnych wartościach poświęcą czas na studiowanie idei, zgodnie z którymi nie jesteśmy pojedynczą istotą a częścią czegoś znacznie większego. Nasze działania wcale nie mają wpływu na otoczenie. Co więcej, to świat na nas wpływa, nie trzymając się żadnych uniwersalnych zasad i należy to przyjąć z pokorą. Że nie ma nic stałego, a droga do zachowania równowagi jest celem samym w sobie – nie spodziewajmy się nagrody po odpowiednio długim marszu.
Autorzy odnoszą się to filozofów tzw. czasu osiowego (lata 600 – 200 p.n.e.) udowadniają, że globalizacja już wtedy miała się dobrze. Koncepcje Konfucjusza, Sokratesa i Buddy bazują na tych samych dylematach. I co zastanawiające, analizowane koncepcje chińskich filozofów przyjmują, że każdy człowiek ma taki sam potencjał rozwojowy. Tak, nas to nie dziwi, ale spróbujmy wyobrazić sobie takie postawienie sprawy na przykład w XIX wiecznej Europie.
Konfucjańskie rozumienie świata poprzez emocje i rytuały codziennego życia, tworzące nam sytuacje „jak gdyby”, umożliwiające pełnienie różnych ról – burzą mit człowieka jako integralnej jedności i jako samodzielnej jednostki. Pokazują go jako konstelację uczuć, zdarzeń, reakcji, z którymi nie warto się zmagać lecz trzeba je po prostu przyjąć.
Ścieżki podejmowania decyzji wprost zależą on tego jak postrzegamy świat – czy jako ten spójny opierający się na ustalonych regułach (wizja Mocjusza), czy jako kapryśny i nieprzewidywalny (koncepcja Mencjusza). Pierwsza z nich prowadzi do teorii racjonalnego wyboru, druga do koncepcji wyboru intuicyjnego. Filozofowie proponują jednak trzecią drogę: integrację racjonalnego umysłu z emocjonalnym sercem. Takie zestawienie pozwala wykorzystywać potencjał otaczającego nas świata, zamiast walczyć z jego przeciwnościami. „Bycie czynnym nie znaczy – agresywnie przegradzać wody tamą. Przeciwnie, rzecz w tym, by w gospodarowaniu nimi wykorzystać fakt, że z natury płyną w dół”.
Taoizm i jego twórca Laozi przedstawiają świat jako ciągły proces zmian, stąd też można tylko dążyć do tao, a nie osiągnąć ten stan. Integracja świata materialnego z duchowym, harmonia tych przenikających się zjawisk i osiągnięcie cnoty, która pozwoli nam realizować swoje plany poprzez „niedziałanie” (wuwei) – brzmi trochę niebezpiecznie dla zapracowanych Polaków z początku trzeciego tysiąclecia. Laozi jednak wyraźnie odróżnia bierność od niedziałania. Jego niedziałanie ma paradoksalnie czasami więcej z proaktywności niż z aktywności. Neguje agresję, dominację (siłowanie się z rzeczywistością), które sprawiają, że nie jesteśmy zdolni do kontaktu z otoczeniem, tym samy nigdy go nie zrozumiemy, nie zaakceptujemy, nie staniemy się jego częścią, a to oznacza, że oddalimy się od tao.
Autorzy opisują w pełni merytokratyczny system administracji publicznej, który zbudowano na w XII wiecznych Chinach na fundamentach starożytnej filozofii chińskiej. Większość przepisów prawa obowiązywała wszystkich obywateli bez względu na ich stan i urodzenie. Każdy urzędnik sprawujący władzę musiał zdać egzamin państwowy, co ciekawe egzamin ten nie oceniał wiedzy, czy umiejętności opierał się na analizie konkretnych sytuacji (chciałby się powiedzieć case). Egzaminowani musieli podjąć decyzję, rozstrzygnąć konflikt itp. Oceniano sposób myślenia, całościowe spojrzenie na zagadnienia oraz moralność i szlachetność kandydata. Egzamin miał charakter anonimowy, a kandydaci którzy go zdali byli wysyłani do pracy z dala od swoich rodzinnych stron, aby uniknąć pokus nepotyzmu. To nie arystokracja rządziła ale wykształcone elity, nie dziedziczono też władzy. Oczywiście samo wykształcenie (drogie) było barierą dostępu do egzaminów, a finalnie stanowisk państwowych, ale nie zmienia to faktu, że prawie 1000 lat temu działał system, gdzie dobro narodu powierzano mądrym ludziom, a nie tym dobrze urodzonym. Na oświecenie w Europie trzeba było poczekać jeszcze kilka stuleci.
Ścieżka, bez wątpienia przypominam nam o zmienności świata. Uzmysławia to, że w naszym pojmowaniu Europa jest kolebką cywilizacji, kultury, filozofii – to tylko jedna z anomalii na osi czasu. Wielkie koncepcje filozoficzne i systemy wartości znacznie wcześniej powstały w pobliżu Wielkiego Muru niż nad morzem Śródziemnym. Ciekawe próby czerpania dzisiaj z tych chińskich mądrości kończą się różnymi efektami, a często niebezpiecznymi uproszczeniami. Autorzy bardzo wyraźnie pokazują, że starożytni chińscy filozofowie borykali się z identycznymi problemami egzystencjalnymi jak my 2,5 tysiąca lat później. Nie oszukują nas jednak kompleksowymi ideologiami i zestawami wartości, które rozwiążą wszystkie dylematy i zapewnia szczęście. Wręcz przeciwnie, czerpiąc z mądrości filozofów utwierdzają nas w przekonaniu, że świat jest „pokawałkowany” ludzie są rozdarci i wcale to wszystko nie składa się w jedną całość jak yin i yang. Jest jednak ścieżka, która prowadzi w stronę harmonii i równowagi. Nigdy nie dojdziemy nią do celu ale samo zbliżanie się do niego to wystarczająca nagroda.
Chińscy filozofowie na nasze europejskie standardy byli stoikami (patrząc na daty to raczej stoicy byli głosicielami filozofii chińskiej). Ale do rzeczy, ten sposób myślenia dziś coraz częściej nam się podoba: praca nad sobą, uważność, pokora, wyzbycie się agresji, otwartość, tolerancja, cieszenie się chwilą, i co najważniejsze filozofia pojmowana jako część codziennego życia i odnajdywana w codzienności. Dobrze wiedzieć, bardzo dawno temu za górami, za lasami, z wielkimi rzekami ludzie zastanawiali się dokładnie nad tym samym co my teraz. I to, że w ich rękach pewnie spoczywała socha do uprawy ryżu, a w naszych smartfon – nie ma większego znaczenia.