Kafka nad morzem – Haruki Murakami

Kafka nad morzem – Haruki Murakami

 

Kolejne 650 stron (a dokładniej to 20 godzin nagrania) psychodelicznej prozy. Podobnie jak w 1Q84 dwa wątki i dwóch bohaterów. Pierwszy to piętnastolatek, który ucieka z domu, z przeklętego domu – Kafka Tamura, a drugi to Pan Nakata, który nie potrafi czytać i mówi o sobie, że jest nierozgarnięty. Ile tu fantazji, a ile realizmu, każdy musi ocenić sam. Na pewno gdybym znalazł kilka stron wyrwanych z tej książki i zaczął czytać, to pewnie po chwili byłbym pewny, że to nie kto inny jak sam Murakami jest ich autorem.

Postacie, w świecie opisanym z dokładnością do źdźbła trawy, które wplątało się we włosy trzecioplanowego bohatera, pokonują cienie swojej przeszłości. Czy skutecznie, czy potrzebnie? Nie próbuję odpowiadać. Bez wątpienia ta powieść to kolejny pomnik postawiony na cześć czytania, literatury, muzyki, malarstwa – generalnie sztuki. Sztuki jako równoległej rzeczywistości, która pozwala zrozumieć świat, a potem pozwala go zaakceptować, a finalnie zaakceptować (bądź nie) siebie w tym świecie.

Dzięki benedyktyńskiej skrupulatności autora mamy perfekcyjnie odmalowane postacie, także te drugoplanowe, których nie sposób nie obdarzyć sympatią. Kafce pomaga pracownik biblioteki – pan Oshima. Erudyta, gej uwięziony w ciele kobiety. A nieodłącznym przyjacielem w podróży pana Nakaty – jest prostolinijny i nie „lubiący gadać” kierowca ciężarówki w bejsbolówce i hawajskiej koszuli – pan Hoshino.

Czy gadające koty, spadające z nieba pijawki i kamień otwierający wejście, przeszkadzają – trochę jeśli szukamy u Murakamiego reporterskiej prozy. I ani trochę, jeśli szukamy u Murakamiego samego Murakamiego – czyli ulotnej atmosfery refleksji, próby zrozumienia siebie i oddzielenia siebie od zewnętrznych czynników.

W „Kafce nad morzem” jest wiele podróżowania – lubię książki drogi. Są autobusy te miejskie i dalekobieżne, pociągi, ciemnozielona Mazda Miata i VW Golf z klekoczącym dieslem. Jest też całkiem sporo chodzenia, zwłaszcza po lesie, który okazuje się lasem wyobraźni. I znowu autor tymi drogami prowadzi nas bardziej w głąb bohaterów niż w głąb Japonii (zresztą to mały kraj, w którym „głąb” nie jest, aż tak odległy).

Sam autor powiedział podobno, że „Kafkę nad morzem” trzeba przeczytać kilka razy aby ją zrozumieć. Taki zdeterminowany to ja nie jestem, ale rację przyznać muszę – po pierwszym przeczytaniu na pewno nie zrozumiałem wszystkiego.

Zostawiam Was z cytatem:

„Ciasnota umysłowa, brak wyobraźni i nietolerancja są jak pasożyty. Zmieniają właściciela, zmieniają kształt i żyją wiecznie. Nie ma przed nimi ratunku.”

Posted in Bez kategorii.