Szczęśliwszy o 10% – Dan Harris

Czy ktoś przekonałby mnie do czytania wynurzeń amerykańskiego prezentera telewizyjnego na własny temat. Teoretycznie nie, ale życie odbiega mocno od teorii i udało się to mojemu, bardzo oczytanemu przyjacielowi, który jest dla mnie, w sprawach książek, autorytetem.

Pierwsze rozdziały irytowały i to mocno. Dan Harris to złote dziecko amerykańskiej TV, przystojny, błyskotliwy, wygadany – słupki oglądalności rosną. Autor sporo pisze o sobie i swoich sukcesach, szybko jednak przechodzi do lęków, napadów paniki (z których robi wielkie halo), uzależnienia od adrenaliny (podobno powszechnego wśród korespondentów wojennych) oraz swojego super negatywnego sposobu myślenia. Stąd już blisko do narkotyków, o których pisze zupełnie otwarcie, co zważywszy na jego rozpoznawalność stanowiło pewnie głośny comming out. Przedstawia czytelnikom teorie, zakorzenione w jego głowie, zgodnie z którymi wypadający włos, to łysina, łysina to koniec pracy w telewizji, koniec pracy w telewizji to bezrobocie, bezrobocie to utrata luksusowego apartamentu i dotychczasowego stylu życia, a to już prosta droga na samo dno.

Harris widzi, że jego świat stoi na glinianych nogach i mocno się chwieje, zwłaszcza wyobrażenie o rzeczywistości, które sobie zbudował – stara się to jednak zmienić. Książka to opis poszukiwań, które prowadzi w bardzo metodyczny sposób. Praca w stacji telewizyjnej daje mu szansę na poszukiwania u źródeł. O ile większość z nas zatrzyma się w studiowaniu koncepcji rozwoju osobistego na książkach, szkoleniach itp., on ma szanse spotkać i „przepytać” w ramach wywiadu autorów tych książek, autorytety, przywódców duchowych jak i innych odjechanych samozwańców. Krok po kroku stara się zrozumieć co pomoże mu okiełznać własny umysł. Zaczyna klasycznie, po amerykańsku, od psychoterapeuty, potem wpada mu w ręce książka Eckharta Tolle „Nowa Ziemia. Przebudzenie świadomości sensu życia”. Czyta i o ile pierwsza strona go fascynuje, to druga go załamuje i tak do końca lektury. Ksiązka Tolle to dla niego pomieszanie wnikliwych obserwacji i trafnych wniosków z absurdalnymi pomysłami. Aby zrozumieć co „autor miał na myśli” robi wywiad z Tollem – wrażenie jest dokładnie takie samo – to intrygujący człowiek, ale to co mówi w połowie jest co najmniej dziwne. Jednak koncepcja uważności, bycia tu i teraz, obecności w teraźniejszości, uwolnienia się od własnych myśli – zaczyna go mocno intrygować.

Kolejny guru na drodze Harrisa to Deepak Chopra – wrażenia po przeprowadzonym z nim wywiadzie ma podobne. To znaczy brakuje mu spójności, a całe to gadanie o medytowaniu dla niego średnio spina się w całość. I tu autor bierze się do roboty nie tylko reporterskiej, drążąc dalej temat „nauczycieli duchowych”, z których część ma wręcz swoich wyznawców. Ale zaczyna studiować temat samorozwoju, uważności i medytacji, pośrednio także buddyzmu. Pojawiają się kolejne postacie, spotkania i wywiady(Dalajlama także!), kolejne książki i kolejne obserwacje. Wszystko to widzimy z perspektywy sceptyka, osoby niewierzącej, kogoś kto potrzebuje konkretnych dowodów, a nie duchowych uniesień. Jednocześnie to ktoś, kto próbuje sprawdzić na sobie jak „to” działa. To – czyli uważność osiągana poprzez medytację.

Kulminacyjny moment książki, to wręcz filmowo (więcej tam komedii niż dramatu) opisany pobyt w ośrodku medytacyjnym. 10 dni, które zapowiadały się jako pozorna walka z otoczeniem, a okazały się walką z samym sobą, tzn. własnymi myślami. Walka, która wyglądała na z góry przegraną, jednak miała swój punkt przełomowy. Autor nie odtrąbił pełnego zwycięstwa ale przekroczył pewien próg i zrozumiał, że medytacja faktycznie pozwala odciąć się od swoich myśli. Zrozumiał, że potrzeba ćwiczeń i czasu aby niektóre rzeczy się zadziały.

Nie, na pewno autor nie doznał oświecenia, no może małej iluminacji pozostając nadal sceptykiem i odkładając na bok duchowe aspekty medytacji, zaczął ją traktować jako narzędzie, poprawiające komfort życia. Uknuł chwytliwy slogan dla niedowiarków, że medytacja i uważność nie sprawiają cudów ale wystarczy, że dzięki nim będziesz o 10% szczęśliwszy. Łatwo policzyć, stosując procent składany, że 10% z dnia na dzień to bardzo, bardzo dużo z każdym kolejnym tygodniem, miesiącem i rokiem.

Amerykańska piechota morska wykorzystuje trening uważności oparty na medytacji w walce z zespołem stresu pourazowego, globalne korporacje wspierają w ten sposób swoich menadżerów – te „odduchowione” przykłady utwierdziły autora w jego w pełni utylitarnym podejściu do medytacji.

Na końcu książki znajdziemy dodatek, który zawiera proste wskazówki pomagające w medytacji, kilka tytułów z zakresu uważności, medytacji i buddyzmu, a także odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania. Teoretycznie te 15 stron mogłoby załatwić sprawę, ale tylko teoretycznie. Historia prawdziwego człowieka, który obnaża się ze swoich słabości (próżność jest jedną z nich, ale na jej temat się zbytnio nie rozwodzi), a potem opisuje swoje poszukiwania, próby i naukę oraz wsparcie innych, które otrzymał sprawiają, że te 15 stron staje się wiarygodne. Na tyle prawdziwe, że mocno zachęca do spróbowania medytacji na własnej skórze, tzn. na własnym umyśle.

Posted in Bez kategorii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *