Nie opuszczaj mnie – Kazuo Ishiguro

Nie opuszczaj mnie – Kazuo Ishiguro

Kazuo Ishiguro – mieszkający od lat w Londynie Japończyk, laureat literackiego Nobla 2017 roku. Książka o trójce znajomych, którzy uczą się razem (głównie mają zajęcia artystyczne i sportowe) w typowej angielskiej szkole z internatem. Przeżywają tam swoje rozterki, przyjaźnie, miłości – generalnie nic ciekawego. Jednak cały czas wyczuwa się pewien niepokój, coś jest nie w porządku, coś nie pasuje do tego obrazka. Pojedyncze słowa dają do myślenia, z czasem ich przybywa, ale bardzo subtelnie. Atmosfera zbudowana w mistrzowski sposób, przysłowiową angielską pogodę da się odczuć wręcz na własnej skórze. A angielski flegmatyzm spowalnia czasami akcję do granic rozsądku. Czytamy i czytamy choć od jakiegoś czasu domyślamy się o co tam chodzi, to jakoś nie możemy uwierzyć we własne domysły.

Nie napiszę ani słowa więcej, bo nie mogę zrobić tego przyszłym czytelnikom. Historia ta jednak przypisywana przez niektórych do fiction, a nawet science fiction, wcale nie jest aż tak nieprawdopodobna. Nie znajdziecie tam kosmitów, znajdziecie ludzi, ba społeczeństwo, które posunęło się daleko, a może za daleko.

Ja robot – Isaac Asimov

Ja robot – Isaac Asimov

„Ja robot” – to zbiór opowiadań połączonych wspólnym tematem – roboty z mózgami pozytronowymi oraz osobami bohaterów, w szczególności robopsychologa Susan Calvin.

Czy „antyczne” science fiction warto dzisiaj czytać? Jeśli czytamy Lema, A.C. Clarka, Asimova oraz kilku innych klasyków, to odpowiedź jest prosta: TAK!

Opowiadania wydano w 1950 roku, ale większość z nich jest jeszcze starsza. 70 lat sprawiło, że jedynie w kilku miejscach, tekst pokryła patyna „niedzisiejszości”, idea książki jednak na tym wcale nie ucierpiała.

Roboty dla Asimova to nie tylko maszyny, to według naszych dzisiejszych standardów połączenie maszyn wykonujących prace fizyczne (zazwyczaj w ciężkich warunkach) ze sztuczną inteligencją. I to owa sztuczna inteligencja jest tematem przewodnim. Możliwość decydowania przez maszynę w oparciu o pozornie prosty algorytm – to punkt odniesienia dla Asimova. Wszystkie opowiadania obracają się wokół tematu praw robotów – zasad etycznych obowiązujących roboty w relacjach robot – człowiek. Weszły one do kanonu literatury SF jako prawa robotów Asimova. To właśnie ten, pozornie prosty algorytm działania mózgów pozytronowych, składa się tylko z trzech zasad: (1) Robot nie może skrzywdzić człowieka, ani przez zaniechanie działania dopuścić, aby człowiek doznał krzywdy. (2) Robot musi być posłuszny rozkazom człowieka, chyba że stoją one w sprzeczności z Pierwszym Prawem. (3) Robot musi chronić samego siebie, o ile tylko nie stoi to w sprzeczności z Pierwszym lub Drugim Prawem.

Autor skupił władzę nad robotami w rękach jednej korporacji US Robots – tu pokazał niebezpieczeństwo monopolu. Na wszelki wypadek zakazał używania robotów na Ziemi – stąd ich główne zastosowanie to praca w różnych zakątkach układu słonecznego i zminimalizowane relacje z ludźmi. I co najciekawsze jedyną osobą, która potrafi zrozumieć zimną logikę sztucznych mózgów uczynił nie matematyka, fizyka, programistę, ale kobietę robopsychologa! Te opowiadania to intelektualna łamigłówka. W każdym z nich trzy elementy (prawa robotów) muszą do siebie spasować. Fabuła jest zazwyczaj banalna, ale psychologiczne gambity to rekompensują.

Asimov snuje wizję, w której roboty przejęły władzę nad ludźmi, z powodu błędów ludzi, ale zrobiły to wręcz w demokratyczny sposób, ku zadowoleniu wszystkich. Bo ich surowe zasady etyczne, są tak oczywiste ale i bezwzględne, że ludzie sami, nigdy nie umieli ich dotrzymywać.

W wizji Asimova, genialny w swojej prostocie algorytm sprawił, że człowiek stworzył maszyny, których zdolności kierowania światem są większe niż człowieka (nic trudnego dzisiejsza AI też spełnia ten warunek). Jednak jego roboty cechuje moralność jakiej ludzie nie są w stanie osiągnąć, rzec by można logiczna i bezkompromisowa moralność.

Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął – Jonas Jonasson

Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął – Jonas Jonasson

 

Absurd, nonsens, niedorzeczność, paranoja, abstrakcja, bajka – to jedna opinia o tej książce, druga: wzruszająca, ciepła historia o przyjaźni, miłości i śmierci oraz nieprawdopodobnych zbiegach okoliczności. Stulatka albo się pokocha, albo uzna się go od razu za wariata i już na piątej stronie porzuci się lekturę. Ja należę do tej pierwszej grupy.

Historia zagnieżdżona w historii. Pierwsza, to brawurowa ucieczka z domu starców i pościg za uciekinierem i jago szajką. Druga, to retrospekcje Allana Karlssona 100 latka, który jakoś dziwnym trafem otarł się o kluczowe momenty w historii XX w.

To dzięki niemu amerykanie skonstruowali bombę atomową, generał Franco dowiedział się nieco więcej o pirotechnice, Roosevelt, Churchill, Stalin i Mao też skorzystali z jago wiedzy, dobrego serca i naiwności. Tylko Allan jakoś nie wiedział, że losy ludzkości są co chwile w jego rękach. Rosja, Ameryka, Indonezja, odległa Syberia, cała Europa – był wszędzie. Z jednej strony mamy groteskowy przegląd historii, niczym wystawa karykatur. Z drugiej natomiast, powieść drogi – bardzo refleksyjna, bo to drogą dążąca w stronę śmierci i próby jej zrozumienia.

Dawka humoru jest nieprzeciętna, zwroty akcji – zaskakujące – kadry z historii świata na tym tle nabierają właściwej perspektywy.

Przestrzec muszę przed oglądaniem filmu wcześniej niż przeczytaniem książki. Wiem, że to truizm, Ale Allan to taki szwedzki Forest Gump, i o ile film Zemeckisa był genialny (tym samym nie odstraszał od książki), to filmowy Stulatek, nie jest na tyle dobry by do niej zachęcić. Zatem książka przodem!

Jonas Jonasson jest autorem dwóch kolejnych absurdalnych pozycji: „Anders morderca i przyjaciele oraz kilkoro wiernych nieprzyjaciół” oraz „Analfabetka, która potrafiła liczyć”. Tu pozostaje mi jedynie stwierdzenie: tego nie da się opowiedzieć, to trzeba przeczytać! Jeśli cenicie sobie poczucie humoru, to serdecznie polecam.

Odpowiadając na tradycyjne pytanie, które często sobie stawiam, to te książki nauczyły mnie dystansu do świata. Jego kruchej budowy, która nie jest osadzona na żadnych fundamentach a jedynie na zbiegach okoliczności. Taka perspektywa sprawia, że łatwiej się żyje.

Kafka nad morzem – Haruki Murakami

Kafka nad morzem – Haruki Murakami

 

Kolejne 650 stron (a dokładniej to 20 godzin nagrania) psychodelicznej prozy. Podobnie jak w 1Q84 dwa wątki i dwóch bohaterów. Pierwszy to piętnastolatek, który ucieka z domu, z przeklętego domu – Kafka Tamura, a drugi to Pan Nakata, który nie potrafi czytać i mówi o sobie, że jest nierozgarnięty. Ile tu fantazji, a ile realizmu, każdy musi ocenić sam. Na pewno gdybym znalazł kilka stron wyrwanych z tej książki i zaczął czytać, to pewnie po chwili byłbym pewny, że to nie kto inny jak sam Murakami jest ich autorem.

Postacie, w świecie opisanym z dokładnością do źdźbła trawy, które wplątało się we włosy trzecioplanowego bohatera, pokonują cienie swojej przeszłości. Czy skutecznie, czy potrzebnie? Nie próbuję odpowiadać. Bez wątpienia ta powieść to kolejny pomnik postawiony na cześć czytania, literatury, muzyki, malarstwa – generalnie sztuki. Sztuki jako równoległej rzeczywistości, która pozwala zrozumieć świat, a potem pozwala go zaakceptować, a finalnie zaakceptować (bądź nie) siebie w tym świecie.

Dzięki benedyktyńskiej skrupulatności autora mamy perfekcyjnie odmalowane postacie, także te drugoplanowe, których nie sposób nie obdarzyć sympatią. Kafce pomaga pracownik biblioteki – pan Oshima. Erudyta, gej uwięziony w ciele kobiety. A nieodłącznym przyjacielem w podróży pana Nakaty – jest prostolinijny i nie „lubiący gadać” kierowca ciężarówki w bejsbolówce i hawajskiej koszuli – pan Hoshino.

Czy gadające koty, spadające z nieba pijawki i kamień otwierający wejście, przeszkadzają – trochę jeśli szukamy u Murakamiego reporterskiej prozy. I ani trochę, jeśli szukamy u Murakamiego samego Murakamiego – czyli ulotnej atmosfery refleksji, próby zrozumienia siebie i oddzielenia siebie od zewnętrznych czynników.

W „Kafce nad morzem” jest wiele podróżowania – lubię książki drogi. Są autobusy te miejskie i dalekobieżne, pociągi, ciemnozielona Mazda Miata i VW Golf z klekoczącym dieslem. Jest też całkiem sporo chodzenia, zwłaszcza po lesie, który okazuje się lasem wyobraźni. I znowu autor tymi drogami prowadzi nas bardziej w głąb bohaterów niż w głąb Japonii (zresztą to mały kraj, w którym „głąb” nie jest, aż tak odległy).

Sam autor powiedział podobno, że „Kafkę nad morzem” trzeba przeczytać kilka razy aby ją zrozumieć. Taki zdeterminowany to ja nie jestem, ale rację przyznać muszę – po pierwszym przeczytaniu na pewno nie zrozumiałem wszystkiego.

Zostawiam Was z cytatem:

„Ciasnota umysłowa, brak wyobraźni i nietolerancja są jak pasożyty. Zmieniają właściciela, zmieniają kształt i żyją wiecznie. Nie ma przed nimi ratunku.”

Wyprawa – Marek Kamiński

Biegun Północny, Biegun Południowy, biegun z Jaśkiem Melą, Pustynia Gibsona, Wisła kajakiem, z Polą przez Polskę i wiele, wiele innych wypraw. Marek Kamiński może imponować – to człowiek, dla którego nie ma przeszkód – taki wizerunek przywołuje ta postać.

Jednak po lekturze Kamiński to nie brawurowy śmiałek, który z typowo polską nonszalancją i okrzykiem na ustach „jakoś to będzie” porywa się z motyką na słońce. Kamiński to NASA – szkolenia, scenariusze, testy, perfekcyjne planowanie, sprawdzenie 101 razy każdego elementu, myślenie, prognozowanie, racjonalność, a gdy trzeba – wycofywanie się o kilka metrów od celu. Ba ważniejsze jest przeżyć, niż zdobyć.

„Wyprawa” to jednak nie książka o wyprawach autora, to pozycja o zarządzaniu, motywacji, współpracy, komunikacji, relacjach, konkurencji – to podręcznik współczesnego menadżera (bo na tym polu Kamiński też się spełnia) zbudowany na wyprawowych doświadczeniach.

Dowiemy się od niego:

O autorytetach i wzorach, które mogą inspirować i jak nie wpaść w pułapkę imitacji.

O książkowych bohaterach, którzy, trochę na sucho, mogą nas bardzo wiele nauczyć.

O scenariuszu, który jest znacznie dokładniejszy od planu, a przede wszystkim jest przynajmniej w kluczowych częściach przećwiczony.

Co znaczy współpraca, komunikacja, „dogranie się”, wrażliwość na drugą osobę, partycypacyjne podejmowanie decyzji.

Że droga nie jest środkiem do osiągnięcia celu, ona sama w sobie jest celem i z niej trzeba czerpać jak najwięcej przyjemności i nauki.

Jak 1% czasu i zaangażowania inwestowany przez kilka miesięcy, a nawet lat – pozwala osiągnąć cel i to z zadziwiająca łatwością.

Dlaczego warto przecierać nowe szlaki, wdrażać nowe pomysły, być pierwszym, pomimo tzw. ceny pioniera.

Że kto to pyta nie błądzi i koło już zostało wynalezione.

O zaśmiecaniu własnego umysłu, osłabianiu koncentracji i utrudnianiu sobie życia dla pozornych przyjemności.

Co to jest to modne: flow, drive, przepływ.

O eliminowaniu tego co zbędne.

O próbowaniu, sprawdzaniu, przewidywaniu, o zupełnym wyzbyciu się polskiego sposobu myślenia: „jakoś to będzie”.

O smaku porażki.

Jak relacje międzyludzkie i nasze podejście determinują (często po prostu niweczą) współpracę.

Dlaczego bycie członkiem zespołu to czasami trudniejsze zadanie, niż kierowanie tym zespołem.

Jak rozkładają się role w zespole i co jest zadaniem lidera.

Jak motywacja zewnętrzna jest bezsilna w stosunku do tej wewnętrznej, czyli kiedy lepiej nie namawiać innych do działania.

Że uczenie się nowych rzeczy rozwija, nawet gdy one same są mało przydatne.

Na końcu dowiemy się o priorytetach, ale nie tych które w kalendarzu są podkreślone (jako pilne i ważne), ale tych które wynikają z naszych życiowych wartości i ról, które pełnimy.

Marek Kamiński jak zwykle pisze poważnie, pisze o konkretach, bardzo wnikliwie analizuje swoje doświadczenia i odnosi je do aktualnej wiedzy. Nie „leje wody”, ale przekazuje ważne informacje. Dowodzi, że biznes i zarządzanie to jest wyprawa – obowiązują identyczne zasady, bo ludzie pozostają ludźmi.

Jeśli ktoś szuka książki przygodowej o wyczynach Kamińskiego, to polecam inne pozycje. Ale dla miłośników refleksyjnego reportażu połączonego z poradnikiem menadżera Wyprawa będzie pasowała jak ulał.

Czas Mroku. Jak Churchill zawrócił świat znad krawędzi – Anthony McCarten

Czas Mroku. Jak Churchill zawrócił świat znad krawędzi – Anthony McCarten

Słysząc „Winston Churchill” zawsze myślałem o angielskim dżentelmenie – symbolu wielkiej Wielkiej Brytanii z dramatycznego okresu II Wojny Światowej. Oczywiście z cygarem i szklaneczką whisky, bo i dżentelmeni mają nałogi. Kojarzył mi się ze stoickim spokojem – po prostu Sir Winston Leonard Spencer Churchill. Ten wizerunek był jednak bardzo uproszczony. Churchill – człowiek wielu talentów – polityk (dwukrotny premier Wielkiej Brytanii), żołnierz i dowódca (walczył w Indiach, na Kubie, w Afryce), pisarz (literacka nagroda Nobla 1953), mówca (nieprzebrana skarbnica cytatów), historyk (autor m.in. sześciotomowej historii II Wojny Światowej), malarz (namalował ponad 500 obrazów), mąż i ojciec (mawiał że łatwiej kierować krajem, niż wychować czwórkę dzieci).

Ten sam człowiek uważany był w Wielkiej Brytanii, przed 1940 rokiem za nieudacznika, a nawet skorego do sporów awanturnika o niezaspokojonych ambicjach, bardziej politykiera niż polityka, bardziej karierowicza niż męża stanu, bardziej człowieka o przerośniętym ego niż gentelmana. Brytyjskie elity nie wyobrażały sobie, że ktoś taki mógłby zostać premierem.

To też człowiek uwielbiający kąpiele i często paradujący nago po domu, dyktując w tym czasie listy swojej sekretarce, to miłośnik jedwabnej bielizny (bo nie drażni), ale dlaczego akurat w różowym kolorze? Określenie go mianem ekscentryka, ba narcystycznego króla ekscentryków to nadal za mało. To także alkoholik i według dzisiejszych, a nawet ówczesnych standardów – rasista.

 

Książka to z jednej strony, obraz (dynamiczny obraz) sytuacji geopolitycznej w Europie po wybuchu drugiej Wojny Światowej, która wbrew wielu wcześniejszym oznakom zaskoczyła wielkich tego świata.

Z drugiej strony, to dogłębna analiza (czasami godzina po godzinie) działań angielskiego rządu, wewnętrznych przepychanek, ścierających się stanowisk, opierająca się na materiałach źródłowych. W tym, próba odpowiedzi na pytanie: czy Anglicy rozważali scenariusz porozumienia z Hitlerem?

Z trzeciej strony, w mojej opinii najciekawszej, to pean na cześć słów i ich mocy. Talenty oratorskie Churchilla sprawiły, że został premierem, pozwoliły mu uzyskać kredyt zaufania (bardzo mały) wśród elit politycznych, ale przede wszystkim zaskarbić sobie serca Brytyjczyków. W ocenie autora książki, być może to właśnie te umiejętności premiera kierowały biegiem historii, w której alianci pokonali Niemców. Warto podkreślić, że każda przemowa było dokładnie przygotowywana i ćwiczona przez Churchilla, a sam przyznawał, że wystąpienia publiczne, nawet te najmniejsze, kosztują go wiele nerwów i wysiłku.

Pierwsze przemówienie to do Izby Gmin z 13 maja 1940 roku było do bólu prawdziwe. Churchill powiedział: „mogę wam obiecać tylko krew, znój, łzy i pot. Stoimy przed ciężką próbą z najbardziej bolesnego rodzaju. Mamy przed sobą wiele, wiele miesięcy walki i cierpienia. …. Zapytacie, jaki jest nasz cel? Odpowiem jednym słowem. Zwycięstwo. Zwycięstwo za wszelką cenę.

Kolejne skierowane do Brytyjczyków zagrzewało do walki i bardzo zjednoczyło naród. Następne, ze słynnymi słowami o pilotach RAF (także polskich pilotach), którzy ocalili Anglię: „nigdy w historii ludzkich konfliktów tak wielu nie zawdzięczało tak dużo tak nielicznym”.

A skończywszy na tym z 1946 roku, kiedy to powiedział: „Od Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem opuściła się żelazna kurtyna w poprzek kontynentu”.

To, bez wątpienia, słowa były jego najmocniejszą bronią i przez lata doszedł do perfekcji w ich używaniu. Ktoś policzył, że tylko jego opublikowane przemówienia, jest ich kilka tomów, zawierają ponad cztery miliony słów! W 2002 roku Winston Churchill wygrał plebiscyt BBC na najwybitniejszego Brytyjczyka w historii.

Książka to także inny obraz Drugiej Wojny Światowej, inny dla mnie – lekko skażonego naszą martyrologią. To spojrzenie na walącą się jak domek z kart Europę, kluczowych graczy na tej arenie i wielką politykę międzynarodową, która w rzeczywistości okazywała się być całkiem małą polityką (Churchill, który szuka francuskich ministrów w Paryżu, aby ustalić zasady pomocy wojsk brytyjskich ratujących Francję, znajduje ich w końcu u kochanek, bo akurat był czwartek, a w czwartkowe wieczory panowie Ci tradycyjnie spędzali z kochankami).

 

Nie byłbym sobą, gdyby nie pojawiły się tu moje ulubione cytaty Churchilla:

„Swoje długie życie zawdzięczam sportowi – nigdy go nie uprawiałem.”

„Nie biegaj gdy możesz stać, nie stój gdy możesz siedzieć, nie siedź gdy możesz leżeć.”

„Dyplomata to człowiek, który dwukrotnie się zastanowi, zanim nic nie powie.”

„Mało jest zalet, których by Polacy nie mieli, i mało błędów, których udałoby im się uniknąć.”

„Jeśli przechodzisz przez piekło, nie zatrzymuj się!”

„Mówcy powinni mieć na uwadze nie tylko to, by wyczerpać temat, ale także, by nie wyczerpać słuchaczy.”

„Wszystkie wspaniałe rzeczy są proste i mogą być wyrażone pojedynczym słowem: wolność, sprawiedliwość, honor, obowiązek, miłosierdzie, nadzieja.”

„Zawsze jestem gotów się uczyć, chociaż nie zawsze chcę, żeby mnie uczono.”

„W życiu chodzi o to, aby uczyć się tak, by inni nie spostrzegli, że się człowiek uczy.”

Udręka i ekstaza – Irving Stone

Ten tytuł zawsze odstręczał mnie od lektury, podobnie jak tytuł „Duma i uprzedzenie”. Dopiero audiobook dał mi szansę na poznanie Michała Anioła i zaprzyjaźnienie się z artystą wszechczasów. Udręka i ekstaza pochłonęły mnie całkowicie.

Dawid, Bachus, Pieta (w sumie cztery Piety), Sąd Ostateczny i freski w Kaplicy Sykstyńskiej, niedokończeni jeńcy (a może jednak dokończeni – wyłaniający się z marmuru), majestatyczny posąg Mojżesza na nagrobku Papieża Juliusza II, Kaplica Medyceuszy we Florencji, projektowanie i budowa Bazyliki Świętego Piotra to tylko te najgłośniejsze dzieła mistrza. Prawie 500 lat temu ten niepozorny, w swej aparycji, człowiek stworzył arcydzieła kształtujące do dziś nasze poczucie piękna.

Książka to także wnikliwie opisana historia włoskich państw-miast, ich rozkwitów i upadków, sztuki – wynoszonej na ołtarze i sztuki zrzucanej z tych ołtarzy, nauki – traktowanej jako pochodnia humanizmu i chwilę później palonej na stosach zakazanych ksiąg. To przerażający obraz papiestwa, kolejne głowy kościoła znęcające się wręcz nad Michałem Aniołem – papieskim rzeźbiarzem, inkwizycja zbierająca bogate żniwo, zwłaszcza wśród tych niewinnych. To też opowieść o ludziach z krwi i kości, (część opisów sekcji zwłok skrycie prowadzonych przez artystę dosyć szczegółowo odnosi się nie tylko do krwi i kości, ale także do: mięśni, ścięgien, jelit, płuc itp.). Ta epicka opowieść życiu Michała Anioła to dowód na to, że każdy problem można pokonać – czasami potrzeba na to 27 lat – tyle trwały prace artysty nad prześladującym go grobowcem Papieża Juliusza II.

Ten tytuł, który przez lat nie pozwolił mi przeczytać książki, doskonale obrazuje życie Michała Anioła. Życie pełne udręki: problemów, przeciwności losu, niewdzięcznej rodziny, bezlitosnej polityki, niespełnionych miłości, bezdusznych papieży, pracy ponad siły często wbrew swojej woli, głodu, chłodu i wielu zgryzot. Ta udręka przetykana była krótkimi okresami ekstazy. Tworzenia, wydobywania z marmuru ukrytych w nim postaci, całkowitego oddania się swojemu dziełu i doprowadzeniu go do perfekcji. To te chwile ekstazy dawały mu siłę do ponadludzkiej pracy i pozwoliły dożyć aż 89 lat. Rzeźbiarz, malarz, architekt, a także poeta, dosłownie i w przenośni – człowiek renesansu.

Książki z serii lata. 1945, 1956, 1968

1945 Wojna i pokój – Magdalena Grzebałkowska, 1956 Przebudzeni – Piotr Bojarski, 1968 Czasy nadchodzą nowe – Ewa Winnicka i Cezary Łazarewicz

Każda z tych dat znaczy wiele w historii Polski, każda jest symboliczna. Dziś z perspektywy 75, 64 i 52 lat nadal widzimy żywych ludzi z tamtych czasów. Każda książka to 12 reportaży – po jednym na każdy miesiąc, poprzedzonych wycinkami z ówczesnych gazet i zapiskami z dzienników np. Mrożka, Iwaszkiewicza, Kisielewskiego. Te prasowe odniesienia, to czasami proste ogłoszenia, krótkie notki o codziennych wydarzeniach, a czasami mocno zabarwione ideologicznie i politycznie jedynie słuszne artykuły. Dzięki temu zabiegowi, autorzy zręcznie wprowadzają nas w atmosferę każdego z reportaży. Wielkim atutem książek są fotografie, ciekawe, niebanalne, inne od tych popularnych, które wygooglujemy wpisując przywołane daty. Nagle nasz punkt odniesienia to nie XXI wiek, z internetem w smartfonie, ale przenosimy się „tam i wtedy”.

W 1945 roku poznajemy szabrowników buszujących po ziemiach odzyskanych, uciekających z Prus Wschodnich Niemców, maszerujących po zamarzniętym Zalewie Wiślanym, pod którymi lód się załamuje, a ci którzy przeżyli idą na dno wraz z okrętem Wilhelm Gustloff, przesiedleńców zza Buga, którzy nawet po 70 latach niewiele zmieniają w domach, które im przydzielono, bo a nóż znowu ich gdzieś przesiedlą. Widzimy gruzowisko i cmentarz, które kiedyś były Warszawą i stają się nią na nowo, jesteśmy na budowie osiedla domków fińskich, które przetrwały do XXI wieku. Poznajemy sierociniec dla żydowskich dzieci w Otwocku i ich losy, historię Drobnera pierwszego powojennego prezydenta Wrocławia oraz dzieje obozu dla ludności niemieckiej w Łambinowicach.

Rok 1956 rozpoczyna się od filmu „Kanał” Wajdy, następnie śledzimy losy AK-owców, którzy zostali zwolnieni z więzień wraz z kilkoma tysiącami więźniów politycznych dzięki amnestii, losy zarówno te wojenne i partyzanckie, jak i te późniejsze sięgające XXI wieku. Obserwujemy Zjazd delegatów Związku Literatów Polskich, którzy odetchnęli z ulgą po stalinizmie i patrzą optymistycznie w przyszłość, burzliwą historię pisma „Po prostu”, gdzie plejada postaci obejmowała spektrum od Urbana do Olszewskiego. Tragiczne wydarzenia poznańskie „czarny czwartek” śledzimy minuta po minucie. „Tu mówi radio Wolna Europa” głos wolnej Polski pod opieką Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Jazz w wykonaniu Komedy, „Ptaszyna” Wróblewskiego, bikiniarze, Piwnica pod Baranami i w tym samy czasie Gomułka przejmujący władzę, który aż do 1970 roku będzie pierwszym sekretarzem KC PZPR. Gomułka, który uwalnia Prymasa Wyszyńskiego, Gomułka (wtedy) nadzieja na lepsze jutro!

1968 to rok szczytu sławy The Beatles, to także rok rodzącej się sławy The Rolling Stones. To rok hipisów, dzieci kwiatów, pokoju (manifestacje przeciw wojnie w Wietnamie), rewolucji społecznych we Francji, marihuany, LSD. To rok kolorów i wolności. W naszej części Europy to kolejny rok szarości, zderzenie tych światów pokazuje co znaczyła żelazna kurtyna. W Polsce to czas zdjęcia z afisza dziadów, co wywołało protesty na Uniwersytecie Warszawskim, to czas kiedy „syjonistów odesłano do Izraela”, kilkanaście tysięcy ludzi zostało zaszczutych i wypędzonych z własnych domów, tak łatwo było obudzić to co najgorsze – mimo faktu, że od Holokaustu mięło zaledwie 23 lata – jedno pokolenie. To inwazja państw Układu Warszawskiego na Czechosłowację, z udziałem Wojska Polskiego. Po drugiej (dobrej) stronie żelaznej kurtyny młody Polak kręci film, który staje się częścią kanonu światowego kina „Dziecko Rosmery”, a on sam staje się hollywoodzkim celebrytą, który za sławę płaci wielką cenę.

Każda z tych historii to ludzie, ludzie i jeszcze raz ludzie, a nic tak nie uczy historii jak ludzkie losy. Autorzy przyjęli taka samą formułę tych zbiorów reportaży, ale przed wszystkim z profesjonalnym kunsztem oddali ducha tamtych czasów i pokazali je oczami swoich bohaterów, a te oczy to często nieznane nam punkty widzenia. Slogan – historia nauczycielką życia – często pozostaje tylko sloganem. Zwykle to co działo się w Polsce po II Wojnie Światowej jakoś umyka na lekcjach historii, a to czasu braknie, a to szkolna wycieczka itp. Lepiej pamiętamy Mieszka, zjazd w Gnieźnie, Grunwald i powstania, niż czasy, w których żyli nasi dziadkowie, czy rodzice. Te historie uczą pokory, tolerancji, pokazują jak łatwo podpalić lont i jak trudno ustrzec się potem przed odłamkami bomby.

Quest – W. Eichelberger, P. Forthomme, F. Nail

Quest. Twoja droga do sukcesu – W. Eichelberger, P. Forthomme, F. Nail

Wojciech Eichelberger psycholog, trener, pisarz, buddysta. Miałem przyjemność poznać go na warsztatach kilka lat temu. Po osobistym spotkaniu, do tej listy muszę dodać: osobowość, spokój, wiarygodność, doświadczenie i oczywiście poczucie humoru. Wracam do Quest ze względu na zwięzłości, spójności i komunikatywności tego prostego przepisu na życie.

 Quest to osiem etapów rozwoju, przy czym każdy z nich jest jednocześnie cnotą charakteru. Oto one:

  1. Pokora – świadomość tego czego nie wiemy i nie potrafimy zrobić, ciekawość i otwartość na nowe, autorefleksja, wątpliwości, zadawanie pytań, uznawanie autorytetu innych i gotowość do uczenia się. Grzechy przeciwko pokorze to pycha i arogancja.
  2. Autonomia – zdolność do obrony własnych pytań i ciekawości, niezadowalanie się gotowymi, utartymi odpowiedziami, kręgosłup psychiczny, uniezależnienie się od otoczenia, świadome dokonywanie wyborów i decydowanie, odpowiedzialność za swoje decyzje. Zagrożenia to uzależnienie przejawiające się przez utożsamianie się z ideologią, statusem społecznym, czy materialnym, konformizm.
  3. Wizja – umiejętność stworzenia własnej wizji, zdolność do szerokiego obserwowania i pojmowania rzeczywistości, świadomość własnych potrzeb, aspiracji i marzeń, otwartość na nowe. Zagrożeniem jest zaślepienie czyli sztywność myślenia, niechęć do przełamywania stereotypów, konserwatyzm, brak celów i marzeń, potrzeba kontroli.
  4. Wiara – zdolność do obrony własnej wizji i konsekwentna jej realizacja, pozytywne myślenie, optymizm. Po drugiej stronie wagi znajdziemy: zwątpienie, brak konsekwencji i determinacji w działaniu, wycofywanie się, pesymizm, narzekanie, stagnacja, prokrastynacja.
  5. Odwaga – podejmowanie ryzyka w różnych wymiarach (społecznym, fizycznym, materialnym) po to by realizować własną wizję, pokonywanie przeszkód, ale i własnych obaw, lęków. Przeciwieństwem odwagi są: lęk, bierność, niepewność, poczucie winy, brak determinacji.
  6. Świadomość – wiedza o samym sobie, postrzeganie siebie jako części większej całości, jako ważnego, a jednocześnie jednego z wielu elementów układanki, skromność, wyczucie właściwego punktu widzenia (perspektywy). Grzechem jest tu egoizm – wywyższanie się, nadużywanie siły, pozycji, władzy, izolowanie się, uważanie się za lepszego.
  7. Miłość – takie zdefiniowanie swojej wizji, aby służyła ogólnemu dobru, tolerancja, empatia, rozumienie innych, stawianie potrzeb innych ponad swoimi, dzielenie się. W opozycji znajdziemy nienawiść, pogardę, rywalizację, dominację i ponownie kontrolę.
  8. Wolność – zdolność do obrony swojej wizji, działań, przekonań, wolność od lęków i obaw przed: brakiem akceptacji, odrzuceniem, samotnością, ale także wolność od lęku przed zasłużonym uznaniem, sławą, odpowiedzialnością, pełna otwartość. Zagrożenie to obsesja, przejawiająca się w myśleniu i działaniu z klapkami na oczach (jedyna słuszna droga), zaślepienie, poczucie winy i lęku.

Autorzy opisując każdą cnotę obrazują ją przykładami, zarówno tymi z życia prywatnego, biznesowego, społecznego jak i tymi zaczerpniętymi od: Lao Tse, Seneki, Andersena, De Mello, Saint-Exupery. Ta krótka książeczka to jedynie skłonienie czytelnika do refleksji, uzmysłowienie mu siatki wartości, na której może orientować swoją życiowa mapę.

Autorskie warsztaty Wojciecha Eichelbergera 8xO, to rozwijanie ośmiu kompetencji zarządzania własną energią: Oddech, Obecność, Oparcie w sobie, Odreagowanie, Odpoczywanie, Odmawianie, Odżywianie oraz Opiekowanie się sobą. Tu podobnie jak w Quest, koncepcja ta składa się w spójną całość: ciało, umysł i duch. Z jednej strony to sposoby radzenia siebie z rzeczywistością (np. stresem), a z drugiej strony, to wskazanie ścieżek rozwoju i narzędzi, które nam pomogą w tym procesie.

Życie w micie czyli jak nie trafić do raju na niby i odnaleźć harmonię ze światem – W. Eichelberger i B. Pawłowicz

Życie w micie czyli jak nie trafić do raju na niby i odnaleźć harmonię ze światem – W. Eichelberger i B. Pawłowicz

Wojciech Eichelberger przy wsparciu Beaty Pawłowicz analizuje 14 mitów współczesnego świata:

Mit niezależności za pieniądze – błędne koło rozwoju, chce wygodniej, lepiej żyć więc więcej pracuję, aby więcej zarobić, a jak już zarobię to nie mam siły i czasu na to lepsze, niezależne życie. Umiar – brzmi rozsądnie, ale czy potrafimy go znaleźć. Dziś nasz poziom zależności od świata zewnętrznego jest przerażający, jedynie nieliczni mogą zamieszkać pod lasem, uprawiać ziemię, hodować kury i być prawie samowystarczalni, ale tylko prawie bo i tak dopadną ich rachunki za elektryczność, internet i za kilka innych usług i dóbr, bez których jednak trudno żyć. „nade wszystko zaś potrzebny jest nam czas, byśmy mogli gdzieś, niekoniecznie daleko, pojechać. Byśmy mogli spotkać się z bliskimi nam ludźmi…”.

Mit zajmowania się sobą – zadbanie o sobie to troska o kwartet: ciało (sen, jedzenie, ćwiczenia fizyczne), umysł (koncentracja i priorytety), emocje (spokój, czas na rodzinę, przyjaciół, cieszenie się z własnych osiągnięć), duch (robienie tego co wychodzi nam najlepiej). Wszystko to brzmi sensownie, zatem to nie mit, jednak tylko w teorii, bo w praktyce w najlepszym wypadku to dbanie o siebie to tylko kolejne punkty w terminarzu do odhaczenia. „Jeśli chcemy dobrze zajmować się sobą i społeczeństwem, musimy produkować czas, a nie pieniądze”.

Mit emancypacji kobiet – Eichelberger często mówi o sobie, że jest feministą, analizuje ostatnie kilkadziesiąt lat, upatrując w pigułce antykoncepcyjnej przełomowego momentu w historii, który umożliwił prawdziwą emancypację. To proces, który postępuje i to wolno, np. nadal kobiety na analogicznych do mężczyzn stanowiskach zarabiają 30% mniej. Ta wolność ma jednak swoją cenę i swoje ciemniejsze strony. Wiele kobiet nie doświadcza prawie wcale tej wolności i równości, a i te które doświadczają to często na własne życzenie pozwalają by ograniczały ją konwenanse, tradycja, czy opinie innych.

Mit modnej pasji – pasja to coś ważnego, przy założeniu, że jest prawdziwą pasją a nie „modnym hobby”. Nie jest to coś co robimy by imponować w pracy, by szukać znajomości w danym środowisku, by dopasować się do otoczenia, by wrzucać zdjęcia do sieci jacy to jesteśmy fajni. Nie, pasja to coś pasjonującego. Pasja nie ma też nic wspólnego z uzależnieniem, z jakimkolwiek przymusem – ma być najczystszą przyjemnością. Co więcej, sukces powinien być jedynie skutkiem ubocznym pasji, a nie celem samy w sobie.

Mit wiecznej młodości i zdrowia – reklamy wmawiają nam, że to możliwe, że wystarczy tabletka (no może jakieś 200 różnych tabletek) i będziemy piękni, młodzi i zdrowi. Tu nie pozostaje nic innego jak wrócić do zajmowania się sobą w czterech obszarach: ciało (sen, jedzenie, ćwiczenia fizyczne), umysł, emocje i duch. Nie znajdziemy tu nic o lekach i suplementach. Tryb życia, który prowadzimy wydaje się „akceptowalny”, przecież inni też pracują po 10 – 12 godzin na dobę i jakoś żyją. Ale nie chodzi o „jakieś” życie, bo w Polsce oznacza ono całą plejadę schorzeń, które dopadają nas po 50 roku życia i nie pozwalają cieszyć się tym czasem, który nam pozostał na emeryturze. Budowanie potencjału na dobre życie zaczyna się tuż po tym jak przestajemy rosnąć, tego nie da się odkładać na później.

Mit mężczyzn, którzy są do niczego – pytanie, kto i czego potrzebuje, czy macho, czy może wrażliwego faceta, czy najlepiej połączenia jednego i drugiego. W ocenie autorów następuje odejście od archetypu samca alfa, herosa, bohatera, władcy, zdobywcy w stronę … No właśnie w którą stronę? Czy normalnego faceta, czy dużego chłopca, czy zniewieściałego faceta? Historia pokazała, że ten samiec alfa wcale nie jest taki fajny, zrobił sporo złego kobietom, innym samcom alfa, środowisku, co więcej musi się przy tym jeszcze napracować. Chyba działa tu prosty mechanizm: kiedyś było lepiej to i faceci byli lepsi. Teraz jest inaczej to i faceci są inni.

Mit, że wszystko co ważne można kupić – z tym mitem walka jest prosta. Nie da się kupić wszystkiego za pieniądze. Koniec i kropka. Czym szybciej zrozumiemy, że to nie transakcje są nam potrzebne a relacje, tym lepiej dla nas. Walutą w transakcjach jest pieniądz, a w relacjach czas. I tu czai się największa pułapka zarabianie pieniędzy pozbawia nas czasu.

Mit stawiania na wewnętrzne dziecko – wewnętrzne dziecko bez dwóch zdań wymaga odnalezienia, zrozumienia i zatroszczenia się o nie. Przyniesie nam spontaniczność, kreatywność, zabawę, miłość. Wewnętrzny rodzic stanie na drugim końcu równoważni, a wraz z nim ramy, zakazy, nakazy, odpowiedzialność, sumienność. Ale pamiętajmy, że i dziecko i rodzić będą się świetnie czuli w towarzystwie wewnętrznego dorosłego, bo to on ma zdolność do racjonalnych osądów, rozwiązywania konfliktów pomiędzy nimi – po prostu jest dorosły. Tym sposobem mamy kompletną koncepcję E. Berne’a.

Mit seksualnego wyzwolenia kobiet – autorzy wychodząc od popularności „50 Twarzy Greya” starają się ocenić czy to wyzwolenie to fakt, czy też jedynie mit. Na ile przemoc jest zabawą, a na ile afrodyzjakiem, czego pragną kobiety (brzmi jakoś znajomo), a o czym pragną jedynie przeczytać lub obejrzeć film, i jak bardzo jesteśmy zagubieni w swojej seksualności.

Mit o tym, że można być kim się chce – „zen jest dla wszystkich, ale nie dla każdego” ten cytat najtrafniej rozprawia się z mitem bycia kim się chce. Po pierwsze, należy zdefiniować sukces w naszym indywidualnym przypadku. Po drugie, pamiętać że: „Prawdziwy sukces to nie sukces posiadania, lecz sukces bycia”. Po trzecie, ten sukces musi objąć: zdrowie, ruch, pracę, relacje z ludźmi, rodzinę, seks, edukację, kulturę, pasję, oczywiście pieniądze i wierność sobie – kiepski wynik w którymś z obszarów niweczy odbiór całości.

Mit o byciu singlem jako drodze – od transformacji ustrojowej wmawia się nam, że indywidualizm jest super, że bycie najlepszym to kluczowy cel istnienia, że konkurencja to jedyna droga do efektywności. System bankowy sprytnie kreuje uzależnia do pieniędzy, potrzebnych na zaspokajanie potrzeb, które ten sam system chwilę wcześniej stworzył. Eichelberger dosyć brutalnie rozprawia się z tym mitem, udowadniając, że zastąpienie relacji, tych bliskich relacji jest szalenie trudne. Często w zastępstwie pojawiają się uzależnienia: alkohol, hazard, seks, zakupy, praca, praca, praca. Oczywiście w przypadku świadomego wyboru takiej drogi i dojrzałości do podążania nią samotnie to może być dobry wybór.

Mit politycznej poprawności – polityczna poprawność to nic innego jak szacunek, tolerancja, akceptacja świata wkoło nas, „żyj i pozwól żyć”. Według autora „polityczna poprawność spełnia rolę świeckiego dekalogu (…), czyli duchowego wglądu w zasadę równości i jedności wszystkich istnień”. Jest też podstawowym założeniem demokracji. To wcale nie zamkniecie ust na dialog, cenzura, to tylko ustalenie zasad tego dialogu.

Mit szczęścia na wyciągnięcie ręki – i znowu sprawa rozbija się o definicję, tym razem definicję szczęścia. Może to tylko posiadanie i kupowanie, wtedy sprawa jest prosta – pieniądze rozwiązują problem, może to uśmiech losu, wtedy zdarzy się albo się nie zdarzy, a może to skarby umysłu i serca, które samem trzeba zgromadzić – no tu już napracować się trzeba bardzo. Cytując Epikura – nie ma życia przyjemnego, które nie byłoby rozumne, moralne, podniosłe i sprawiedliwe.

Mit zaklinania rzeczywistości – rzeczywistość wygląda dokładnie tak jak my ją postrzegamy, czy jesteśmy w stanie odfiltrować obrazy zbudowane przez media, kulturę, uprzedzenia, chwilowy punkt widzenia itp. Jeśli tak to niczego nie musimy zaklinać. Naiwny optymizm, polskie „jakoś to będzie”, stąd już blisko do uporu, braku dialogu. Ochrona planety to dobry przykład tego zjawiska, część ludzi bije na alarm i stara się coś zrobić, a część zaklina rzeczywistość – przecież nic wielkiego się nie dzieje, no może jest odrobinkę cieplej. Na obronę zaklinaczy nie tylko tych środowiskowych warto dodać, że ich sposób myślenia to nie zła wola, to mechanizmy obronne: zaprzeczenie i wyparcie.

Filozofia zen mruga do nas z tych prawie 300 stron, mruga tym co najlepsze: zdrowym rozsądkiem, byciem tu i teraz, refleksją, zrozumieniem siebie, a później dopiero próbą zrozumienia świata, pokorą, spokojem, wyciszeniem. Uświadomieniem sobie truizmu, że czas ma większą wartość, niż pieniądze, że jest bezcenny. Te 14 mitów może brzmieć jak analiza życiowych prawd, w rzeczywistości to analiza spraw codziennych, które jednak stanowią sedno naszego życia.